niedziela, 22 lipca 2012

Dzieci







A kuku!













Agnieszka miała 4 lata.
Bogusia przyprowadzała do domu małego Pawła.
W sąsiedztwie mieszkała mała Gabrysia.
Dzieci.
Ufne, nieskomplikowane, bezpośrednie.
Nieufne, tajemnicze, onieśmielone.
Ciekawe. Ciekawskie.
Radosne bez powodu. Lub z małych powodów, tylko im wiadomych.
Smutne. Płaczące nad zdeptaną mrówką.
Z nimi mogłam rozmawiać bez końca.


Tryptyk

I
Słońce.
Niedziela.
Błogosławiona niepamięć codzienności.
Ciepło na twarzy.
W dłoni
mała,spocona łapka,
niecierpliwa,
skora do ucieczki.

Nogi
w drobnym truchcie,
nieokiełznane.
Ciekawski pyszczek
penetrujący pilnie
rzeczywistość.

Ciszy cmentarza nie uszanuje.
Radosny śmiech
posłany do mnie
ponad milczeniem posągów.

- Jak się umiera?- pyta.
- Czy to boli?- pyta

Szuka niecierpliwie
"skrzydła" na grobie lotnika.
Przybiega rozczarowany.
- Chyba ożył! - oznajmia
z przekonaniem
nie do odparcia.


maj 1976rok


II

Dziecko

Bosa,
w ukłonach traw,
w uśmiechu Boga,
z niebieskimi oczami.

Biegnie
KU mnie.
Biegnie.
Gotuję przestrzeń w ramionach
na jej przyjęcie.
Biegnie.
Wpada piętami na kolana,
boleśnie.
- Daj! - krzyczy,
wyciągając rękę DO...
Daję kwiat, kota, koralik.
Szczęśliwa,
z ustami na twarzy.
Szczęśliwa,
nie nauczona,
jak ranić człowieka.


Czerwiec 1976

III

Niewiadoma

Stoi przede mną.
Milczy.
Kupka strachu?
Ciekawości?
Śmiechu
Przekory?
Spuszczone rzęsy
na straży tajemnicy.
- Chcesz lizaka?
Trzy ruchy głową w dół.
Tak!
Uf! Nareszcie coś wiem!


Czerwiec 1976rok


2 komentarze: