piątek, 27 lipca 2012

Jak grom...




...i niech pilnują nas anioły!











...z jasnego nieba, spadła na mnie ta miłość.
Wiersze zaczęły powstawać szybciutko, urodzajnie.
Na pierwsze Jego imieniny zmajstrowałam (wzorem mojej pomysłowej Bratowej) kajecik, w którym spisałam mu wszystkie.
Zeszycik miał okładkę z zielonego lureksu, takiego samego, jak moja sukienka, w której zobaczył mnie po raz pierwszy.
Którą sobie uszyłam na wesele przyjaciółki Anki.
Którą sobie przerobiłam na wesele koleżanki Wiesi:)
Która była gładka i miła w dotyku, kiedy obejmował mnie w tańcu.

Chwila

Miliardy lat.
Pokolenia poetów.
Hekatomby słów w wersach.
Tony papirusu,
pergaminu
i papieru.
Tysiące nocy nad tworzeniem,
w udręce.

A nikt nigdy
nie przeczuł,
opisać nie zdołał,
ust naszych,
złączonych w pocałunku
wczoraj.

11.06.1980rok
Miesiąc po "wielkim początku"

3 komentarze: